Jest ciężko. Zajebiście. Ale ciężko.
Nie żałuję, że przeszłam na swoje. Nadal nie żałuję, że teraz. Mam wrażenie, że każda inna opcja w tej chwili byłaby gorszym pomysłem. Wiem, że mogłoby mi być teraz ciężko skupić się na pracy. Na swoim jest inaczej. Wdrażam pomysły, które czekały już od lat. Tak jest łatwiej. Choć ciężko.
Chciałabym robić tylko to, co lubię, delegując wszelkie inne zadania innym. Ale narazie nie mogę. Wisi nade mną wizja tego, że oszczędności mogą nie starczyć. Że planując przejście na swoje nie wzięłam pod uwagę opcji pt. pandemia.
Mam problem ze sprzedażą. Widzę to wyraźnie. Tłumaczę się przed innymi dlaczego chcę brać za coś pieniądze. Dużo robię za darmo. Nie dlatego, że ktoś tak proponuje – sama wychodzę z taką propozycją. Albo odrzucam propozycje. Tłumaczę się ze stawek. Nie dlatego, że ktoś je podważa. Mam wrażenie, że nawet gdybym brała 30 zł za godzinną konsultację przepraszałabym, że nie jest za darmo…
Zawsze miałam problem ze sprzedażą. Będę musiała się tego nauczyć. Będę musiała nauczyć się gryźć w język, gdy będę chciała się usprawiedliwiać dlaczego tyle. Tym bardziej, że usprawiedliwiam się sama przed sobą… Nikt tego ode mnie nie oczekuje. Nikt słowem jeszcze nie wspomniał, że to za dużo…
Tyyyyle chciałabym zrobić. Ale jeśli za trzy miesiące mam nadal pozostać na swoim zamiast pilnie poszukiwać projektu, pracy – muszę skupić się na części działań, w których zarabiam. Tym bardziej, że są ludzie, którzy chcą mojej pomocy i są gotowi za nią zapłacić.
Mogę też pójść inną drogą. Dalej robić to, co bym chciała robić, pomagać innym, dzielić się wiedzą w ramach NetteCode czy grupy wsparcia w nauce programowania. Wspierać innych w ich drodze. Robić to non-profit, po godzinach pracy. A w godzinach pracy, pracować dla kogoś, zarabiać godziwe pieniądze.
Nie. Zaraz. Sekundę. To już robiłam. Skończyło się na tym, że przy pełnym etacie, córeczce, rodzinie i innych obowiązkach – nie dałam rady utrzymać dawnej intensywności swoich działań. Przestałam blogować, pisać, udzielać się w sieci.
Jeśli chcę to robić – muszę przekuć to w biznes, lub zbudować swój własny biznes, które te działania utrzyma. Albo przestać. Innej drogi nie ma. Z niczego innego zrezygnować nie jestem w stanie.
Czemu to piszę? Nie wiem. Po części z potrzeby serca. Po części dlatego, że a nuż ktoś zna ten problem i moje słowa będą mu w jakiś sposób pomocne? Że nie jest sam? Miną miesiące, lata i a nuż ten artykuł będzie dla kogoś inspiracją, że da się to przepracować? Oby. Oby nie okazało się, że będę do tego czasu siedziała z powrotem na etacie lub projekcie, bo nie potrafiłam przekuć swoich pomysłów w biznes 😛 I będzie to negatywne case study.
To był jeden z powodów, dla których sama zwlekałam. To był jeden z powodów, dla których tak długo nie robiłam biznesu w oparciu o bloga.
Sama do końca nie wiem czego się boję. Mam wiedzę, mam umiejętności, uważam, że potrafię też je przekazać. Ale długa droga przede mną, jeśli mam to robić.. hmm.. komfortowo? swobodnie? Może właśnie dlatego uparłam się na system automatycznej sprzedaży? By uniknąć konieczności negocjowania cen. Produkt -> Dodaj do koszyka -> Zapłać -> Staw się na konsultacji.
Drugi obszar, który mocno mnie teraz spowalnia to kwestie prawne. Wiecie, ile tego jest dla sklepu? Pomijając samo RODO. Regulamin sprzedaży, formularze, checkboxy… Ja i tak kupiłam sobie gotowy pakiet e-commerce, do wdrożenia. Aż się boję, ile potrwałoby szukanie tych wszystkich informacji na własną rękę… Tak mam wszystko podane na tacy. Wystarczy “wdrożyć”…
Kwestie prawne, kwestie księgowe związane z działalnością, pierwsze kroki na swoim. To obszar, który daje mi w kość. Tak samo jak moja chęć zrobienia wszystkiego… najlepiej naraz.
W piątek miałam dwa spotkania – konsultacje online. Darmowe 15 minut, które zmieniło się w 45. I płatne, 45 minutowe spotkanie, które potrwało 1 h 15 minut. Aż mi było głupio tyle klientki tyle trzymać 😛 Po spotkaniach moja głowa aż pękała od ilości pomysłów na treści, pomoce, materiały, a także tematy nagrań na Youtube. Tej nocy nie spałam za długo. 4-5 godzin? Wstałam sama z siebie przed 6:00 w sobotę i zaczęłam spisywać pomysły, przygotowywać materiały. Gdyby nie to, że byłam totalnie zmęczona, pewnie tego samego dnia zaczęłabym nagrania na Youtube. W zasadzie obiecałam sobie, że przed świętami na Youtube nie wejdę, ale mam tyle ciekawych pomysłów… że będzie ciężko…
Tego się właśnie bałam. Że pójdę na swoje i ilość moich pomysłów mnie przytłoczy. Sama siebie przytłoczę.
A do tego wszystkiego koronawirus… praca z mężem na dwie zmiany. Nie minął miesiąc, a chwilami mam ochotę wziąć sobie urlop 😉 Może to też dlatego, że sama upieram się by ruszyć jak najszybciej i korzystam z czasu, jeśli mam szansę. Nawet przy niedzieli. I obiecuję sobie, że jeszcze tylko chwila i niedziele zrobię sobie wolne… i czasem mówię sobie: “pas, dzisiaj odpoczywasz”, a potem: “ok, ale mogę np. napisać artykuł na blog 😛 to nie jest dla mnie praca. to jest fajne.” 🙂
Muszę znaleźć równowagę. Uwielbiam “flow”, jakie daje mi robienie tego, co kocham. Ale te flow potrafi dać niezłe skutki uboczne. A ostatni rok nauczył mnie, że da się to zrobić inaczej. Wykorzystując flow, ale nie dając się mu pochłonąć, by potem lizać rany. Zachowując równowagę, a nie płonąć, by potem odradzać się z popiołów. Da się inaczej… chcę w to wierzyć.
P.S. Jeden z materiałów opracowanych wczoraj. Ścieżka nauki Front-endu. Te zielone to propozycje ćwiczeń na różnych etapach nauki.
Wiem, że niewiele widać. Kiedy skończę, udostępnię diagram z nagraniem, w którym będę go omawiać. Na Youtube. Oczywiście za darmo… Zginę przez tą swoją chęć dzielenia się wszystkim za darmo. Niejedna osoba zamknęłaby to w produkt do sprzedaży w sklepie postawionym na WooCommerce. Też pewnie tak powinnam. Nie wiem na czym ja będę zarabiać jak na myśl, że miałabym tego nie publikować za darmo mam wyrzuty sumienia… Dużo pracy przede mną. Nie jestem typem bizneswoman. Ale może nie zginę…